czwartek, 30 kwietnia 2015

Młoda kapustka na krótko



Zaglądając na ryneczek, nie powinno nikogo dziwić, że zakupiłam młodą kapustkę. Jak ją zobaczyłam, pięknie się do mnie uśmiechnęła, wskoczyła do siatki i poprosiła o przygotowanie na obiad. Zawsze kiedy rozpoczyna się sezon i zaczynają pojawiać się młode warzywa objadam się na potęgę. Pęknę kiedyś, ale cóż, uwielbiam i nie potrafię się oprzeć urokowi tych młodziutkich warzyw. 
Dzisiaj przepis bardzo prosty, ale doskonały. Moja mama robiła zawsze z pierwszymi dniami wiosny i kapustka będzie mi się kojarzyła z domem rodzinnym.


Młoda kapustka na krótko
Potrzebne będą:
  • 1 główka młodej kapusty
  • 3 młode marchewki
  • 1 cebula
  • 3 ząbki czosnku
  • pęczek świeżego koperku
  • 300 g wędzonego boczku
  • 3 liście laurowe
  • 4-5 ziaren ziela angielskiego
  • pieprz i sól do smaku
Kapustę oczyszczamy z zewnętrznych liści i siekamy. Wrzucamy do garnka. Młodą marchewkę oczyszczamy i ścieramy na dużych oczkach tarki, dokładamy do kapusty. Dokładamy ziele angielskie, liść laurowy i zalewamy wodą, aby przykryła kapustę. Wstawiamy na mały gaz i gotujemy. W tym czasie cebulę i boczek kroimy w małą kosteczkę, podsmażamy, rumiane dokładamy do garnka. Koperek myjemy, siekamy. Połowę dokładamy do gotującej się kapusty, pozostałą część dorzucamy do gotowej już kapusty. Dotujemy, aż warzywa zmiękną i doprawiamy solą i świeżo mielonym pieprzem do smaku. 
Życzę smacznego.
Kapustkę podajemy z młodymi ziemniaczkami, obiad doskonały. A Wy jakie macie wspomnienia związane z obiadami dzieciństwa?
Ściskam Ilona ♥

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Grissini klasyczne



Wiele Mam ma problem, ponieważ dzieci nie chcą warzyw, owoców, kaszy. Hmmm ja mam problem w drugą stronę. Młody tylko ogórki, brokuły, jabłka, banany do tego jogurt naturalny, ryż, kaszę :) Super. Ale od czasu do czasu chciałbym, żeby zjadł zwyczajnie chlebek. Kiedy kupowałam, to był koszmar. Wtedy zaczęłam swoje szaleństwo z wypiekami domowymi. Super, mały wcinał chlebek mamy, a bułeczki, yummy. Oczywiście i tatuś i mamusia zakochani w wypiekach, więc kupowanie pieczywa zostało na stałe skreślone z listy. Niestety po pewnym czasie i tu się dziecko popsuło. Zjadał co 3-4 dni kawałeczek chlebka czy bułeczki. Co by tu wymyślić, czym go zachęcić?
I tu maleńkie powiązanie... Moja fascynacja kuchnią włoską trwa. Wiecznie wertuję książki, nawet dla przyjemności lub jestem na łączach z moją włoską nauczycielką gotowania. I nagle olśnienie. Grissini! Takie paluchy w łapkę, składniki typowe na bułeczki, jedynie forma podania znacznie inna. Zrobiłam i sukces. Młody na śniadanie wciągną dwa, a przy sesji zdjęciowej, kolejno znikały z planu paluchy, dlatego na zdjęcia załapały się trzy ostatnie :) 
Cieszę się i będę je robiła, może jeszcze włożę coś od siebie, żeby urozmaicić?
Dzisiaj przepis na klasyczne z mojej książki "Kuchnia Włoska". Grissini, to chlebowe pałeczki wywodzące się z Turynu, teraz już popularne w całym kraju. Są doskonałą przekąską, świetnym dodatkiem do antipasti (o tym wkrótce). Można zabrać na piknik lub na drugie śniadanie do szkoły czy pracy. 
Zapraszam na pyszną ucztę.


Grissini klasyczne
Potrzebne będą:

  • 300 ml wody ( ja mieszam z mlekiem 1:1 aby było 300 ml płynu)
  • 1 łyżeczka cukru 
  • 15 g drożdży świeżych (lub 2 łyżeczki suszonych)
  • 500 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki soli 
  • 2 łyżki oliwy z oliwek (używam oleju rzepakowego tłoczonego na zimno)
  • do podsypywania semolina (można zastąpić mąką pszenną)
Do miski wlać płyn w temperaturze pokojowej, dołożyć drożdże, cukier i 2 łyżki mąki. Wymieszać i odstawić, aż drożdże się uaktywnią. Następnie wlewamy oliwę (olej), mieszamy i dokładamy powoli mąkę i sól, nie przerywając mieszania. Kiedy wszystkie składniki będą w misce wyrabiamy ciasto, aż będzie elastyczne i gładkie. Podsypujemy mąką, przykrywamy lnianą ściereczką i odstawiamy do podwojenia objętości w ciepłe miejsce.
Kiedy ciasto wyrośnie, wyrabiamy ponownie, dzielimy na małe kawałki i rolujemy z nich paluchy. Powinny być długości blachy i nie grubsze od naszego palca. Nasze grissini, powinny być tej samej długości i grubości, aby mogły się równo upiec. Następnie wkładamy do piekarnika nagrzanego do 190 stopni C i pieczemy około 20 minut, aż się ładnie zarumienią.
Grissini można przed pieczeniem posypać makiem, czarnuszką lub sezamem urozmaicając nasze przekąski.
Gotowe studzimy na kratce.
Moja rada:
Jeżeli nie lubicie mocno wysuszonego grissini, sugeruję wypiekanie z połowy porcji, przez noc potrafią wyschnąć. I tak są doskonałe. Myślę, że znikną w mgnieniu oka.

Polecam gri

ssini nie tylko dla dzieci. Zabierzcie je na piknik, śniadanie, przygotujcie na majówkę i grillowanie. Sezon już wkrótce się rozpocznie i warto mieć kilka przepisów na garden party, nie tylko kiełbasę :) 
Ściskam Ilona ♥

piątek, 24 kwietnia 2015

Kunafa w polskiej wersji


O podróżach mojej rodziny mogłabym mówić godzinami, sama uwielbiam ruszać się tu i tam. Jednak osobiście dużo czasu spędzam poznając smaki kraju, który odwiedzam. Poruszam się jednak w obrębie Europy, przynajmniej na chwilę obecną ;) Za to moja siostra zapuszcza się w zakątki egzotyczne. Po kolejnym spotkaniu i opowieściach z podróży postanowiła specjalnie dla mnie zwrócić uwagę na smaki danego kraju. Jedzenie zdecydowanie nie jest w obrębie jej zainteresowań, tym bardziej doceniam poświęcenie :) Przy kawie, rodzinnie postanowiliśmy wzbogacić przepisy, o Smak podróży. Tym razem nie będą to jedynie moje doświadczenia kulinarne i jak się domyślacie zespół Kuchni Ilony troszeczkę się rozrośnie :) Kiedy podróżuje tyle osób, kuchnia będzie ciekawsza.
Na nowy, myślę bardzo ciekawy cykl musicie jeszcze chwileczkę poczekać, mam nadzieję, że będziecie cierpli.

Dzisiaj jednak chciałabym podzielić się przepisem, jaki znalazłam w sieci. Oryginalną Kunafą poczęstuję Was wkrótce, tymczasem częstujcie się wersją dostępną dla każdego, z bardzo dostępnych produktów.


Kunafa w polskiej wersji
Potrzebne będą:
Ciasto:
  • 1 opakowanie chleba tostowego
  • 200 g masła

Nadzienie:
  • 500 ml mleka
  • 4 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 3 łyżki cukru
  • 8 trójkątów serka śmietankowego Kiri
  • szczypta soli 
  • 1 laska wanilii 
  • 2-3 łyżki wody różanej

Sos:
  • 1 szklanka wody
  • 1 szklanka cukru

Chleb tostowy miksujemy drobno. Musi powstać coś w rodzaju bułki tartej. Wrzucamy do miseczki. Masło rozpuszczamy i zalewamy nim chleb. Mieszamy i dzielimy n a połowę.
Pierwszą częścią wykładamy formę i delikatnie dociskamy tworząc spód ciasta.
Szykujemy nadzienie. Mleko wlewamy do rondelka, pozostawiając około 1/3 szklanki w której rozpuszczamy mąkę ziemniaczaną. Pozostałe gotujemy dodając cukier, sól, ziarenka wanilii. Kiedy mleko się zagotuje, dolewamy zimne z rozpuszczoną mąką i mieszamy, gotując, aż zgęstnieje. Po chwili dokładamy serki, rozpuszczamy, mieszamy, żeby się nie przypaliło. Masa musi być bardzo gęsta. Po wystudzeniu wykładamy masę na przygotowane ciasto, następnie przykrywamy pozostałą częścią chlebowego ciasta.
Tak przygotowane ciasto pieczemy około 15-20 minut w 180 stopniach C. Wierzch ciasta musi być dobrze zarumieniony.
W tym czasie szykujemy syrop. Szklankę cukru rozpuszczamy w szklance wody, gotując na małym ogniu.
Kiedy ciasto ostygnie podajemy polane ciepłym syropem.

Co myślicie o takiej propozycji?
Musicie mi uwierzyć, ciasto jest niesamowite, nawet wersja polska jest niesamowita. A jak dacie mi troszeczkę czasu, przygotujemy Kunafę w wersji maksymalnie zbliżoną do oryginału. Oczywiście przy współpracy z moją siostrą.
Tym czasem zajadajcie się. 
Ściskam Ilona ♥
Ps. Polecam filiżankę gorzkiej kawy, ciasto jest niesamowicie słodkie.





wtorek, 21 kwietnia 2015

Bagietka pszenna z szałwią

bagietki pszenne, bagoetki, szałwia, przepisy, domowe pieczywo, pieczywo na drożdżach, kuchnia ilony, szałwia, bagietki, chleb przepis, bułki przepis, bułki, mąkapszenna



Bagietki z szałwią to hit naszych niedzielnych śniadań. Są niesamowite <3. Osobiście uzależniłam się od szałwii, piję i przemycam do różnych dań. Przyznaję, że zioła i wodę piję od niedawna. Staram się uzupełniać zapotrzebowanie wodne zamiennie z ziołami. Poza tym, odrobina tego zioła świetnie pomaga, kiedy najemy się z mężem syta. A moje bagietki, cóż mogę powiedzieć są doskonałe. Jeżeli chcielibyście zdrowszą wersję odsyłam do bagietki owsianej z szałwią



Bagietka pszenna z szałwią
Potrzebne będą:
  • 650 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki soli himalajskiej
  • 250 ml ciepłego mleka
  • 250 ml ciepłej wody
  • 2 łyżki oleju rzepakowego tłoczonego na zimno
  • 20 g świeżych drożdży
  • 2 łyżki karobu—melasy z chleba świętojańskiego firmy Bakra
  • 5 g liści szałwii firmy Bakra
Szykujemy zaczyn. Do miski wlewamy ciepłe mleko, rozpuszczamy w nim drożdże, dokładamy melasę oraz 3-4 łyżki mąki. Mieszamy i odstawiamy w ciepłe miejsce do podwojenia objętości.
Kiedy zaczyn jest gotowy wlewamy olej, sól , liście szałwii i wodę. Mieszamy.
Następnie dosypujemy powoli mąkę i wyrabiamy ciasto. Jeżeli będzie zbyt rzadkie dosypujemy odrobinę mąki. Ciasto musi pozostać delikatnie klejące i lekkie, więc należy uważać z dosypywaniem mąki.
Gotowe odstawiamy w ciepłe miejsce przykryte ściereczką.
Gdy ciasto urośnie, wyrabiamy ponownie, dzielimy na 4 części i formujemy bagietki. Układamy na blasze, przykrywamy lnianą ściereczką i ponownie odstawiamy do wyrośnięcia.
W tym czasie nagrzewamy piekarnik do 200 stopni C i wstawiamy miseczkę z wodą. Wyrośnięte bagietki wstawiamy do piekarnika i pieczemy około 30 minut.
Gotowe gdy postukamy w spód wydadzą pusty dźwięk.

Domowe pieczywo wciągnęło mnie na dobre, nie pamiętam kiedy ostatnio kupowałam. Mam nadzieję, że zarażę Was i również przygotujecie takie smakołyki.
Tym czasem zapraszam do obserwowania mnie na Facebooku, znajdziecie tam ciekawostki, których  nie ma na blogu.
Tymczasem 
Ściskam Ilona ♥

sobota, 18 kwietnia 2015

Rosół

rosół, zupa, kuchnia ilony, makaron domowy,


Pogoda daje wiele do życzenia. Jednego dnia piękne słońce, wiosna za jaką tęsknimy, nawet lato, następnego dnia wiatr i deszcz. Ostatnio nawet za moim oknem gradem sypnęło. Odechciewa się spacerów i nastrój znika gdzieś za rogiem. Oby zdrowie pozostało, bo tego nie powinno na zabraknąć, bez względu n a pogodę i nastrój.
Rosół jest taki cudownym wynalazkiem, który rozgrzewa, z makaronem domowym nasyci, a odpowiednio przygotowany działa jak antybiotyk. Długo gotowany uwalnia wszelakie dobra, więc warto jeść rosół, stosując jako profilaktykę (zamiast pigułek). 
Dobry rosół rozgrzewa lepiej niż jakikolwiek inny płyn, nawet gorąca czekolada, czy herbata z rumem. A jak jest nam cieplutko i przyjemnie to i nastrój nam dopisuje. Polecam.
Rosół jest również dietetyczny, oczywiście kalorii dostarczy nam makaron, ale ja sobie nie wyobrażam jeść bez niego.



Rosół 
Potrzebne będą:

  • 2 nóżki kurczaka*
  • 2 udka kurczaka*
  • 2 skrzydełka kurczaka*
  • 3 litry zimnej wody
  • 4 młode marchewki
  • 2 korzenie pietruszki
  • 1/2 selera średniej wielkości
  • 1 por
  • 5 ziarenek ziela angielskiego
  • 6 ziarenek pieprzu
  • 1 łyżkę soli himalajskiej
  • 3 liście laurowe
  • 1 gałązka tymianku świerzego
  • 2 ząbki czosnku
  • 4 gałązki natki pietruszki
  • 1 cebula średniej wielkości

opcjonalnie

  • małą szczyptę szafranu (lub 1/2 łyżeczki kurkumy)
  • natka pietruszki do posypania

Mięso dokładnie myjemy i wkładamy do garnka. Zalewamy wodą i gotujemy na maleńkim ogni. W tym czasie myjemy i obieramy warzywa. Marchewkę, korzeń pietruszki i seler kroimy w plasterki, por, natkę, tymianek myjemy i wrzucamy do garnka. Czosnek obieramy kroimy na plasterki, cebulę opalamy na ogniu, aż zbrązowieje i dokładamy z czosnkiem do garnka. Wrzucamy posiekane warzywa, przyprawy i gotujemy na małym ogniu przez około 2 godziny. Należy zbierać szum, który zbiera się na powierzchni rosołu. Rosół musi delikatnie "pyrkać", nie może się zagotować ponieważ zmętnieje,  Zależy nam, aby był klarowny, a warzywa i przyprawy oddały wszystkie swoje walory. Podczas gotowania można dodać szafran lub kurkumę, rosół nabierze złotawego koloru.
Podajemy z domowym makaronem, posypany posiekaną natką pietruszki.

Moja rada:
*Zamiast nóżek, udek i skrzydełek możemy użyć kurczaka o wadze około 1,5 - 2 kg. 

Jeżeli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej o walorach rosołu, zapraszam już wkrótce na KUCHNIA ILONY - bez recepty, gdzie podzielę się w Wami moimi metodami na zdrowie, dobre samopoczucie i zdradzam kilka sposobów na różne dolegliwości. To taki mój konik i na prośbę moich bliskich znajomych postanowiłam spisać i opublikować. 
Ściskam Ilona ♥




środa, 15 kwietnia 2015

Czarnuszka




Dzisiaj troszeczkę inny post, ale myślę, że Was zaciekawi. Wtajemniczeni wiedzą, że interesuję się wyszukiwaniem cudownych właściwości w różnych ziołach, przyprawach czy drzewach.
Naturalnymi metodami leczę się od lat, wzmacniam swoją odporność i usiłuję wpajać te mądrości medycyny naturalnej rodzinie.
Oczywiście ogłaszam wszem i wobec, że zdarza mi się brać leki, ale tylko w ostateczności. Na szczęście, wzmacniając w naturalny sposób organizm, robię to bardzo rzadko. 
Córa kiedyś powiedziała, że jestem czarownicą i powinnam zaopatrzyć się w kociołek i kota, tak więc kociołek już sobie sprawiłam, ale za kota podziękuję, bo psiarą jestem :) 
Niestety mianem znawcy idealnego nie mogę się ogłosić, cały czas się uczę i wspomagam książkami, czy internetem (w dzisiejszych czasach to wygodne), ale na prośbę kilkorga z Was chętnie się podzielę swoją wiedzą i jak tylko ją uzupełnię, coś Wam napiszę.

Musicie wiedzieć, że nie jestem znachorką, zielarką, cudotwórcą. Nie robię eliksirów młodości, nooo może czasami. Stosuję w swojej kuchni wiele przypraw, a z czystej ciekawości i chęci poszerzenia wiedzy, czytam i poznaję właściwości medyczne zasobów swojej spiżarni. Myślę, że taka wiedza przyda się każdemu z nas, ponieważ przemycając odrobinę zdrowia do swoich potraw ograniczymy spożywanie leków, co wyjdzie nam tylko na zdrowie.

Dzisiaj czarnuszka. Wspomnę o najciekawszych dla mnie wartościach, ponieważ nie chciałabym zanudzać Was doktoratem, ale w sieci nie brakuje wiedzy na ten temat, więc korzystajcie. 
Z tą przyprawą polubiłyśmy się stosunkowo niedawno, może 2 lata temu. I choć znałam ją lat wiele i słyszałam, że jest zdrowa, jakoś nie zasiliła szeregu słoiczków i buteleczek. 
Teraz ją mam i nie oddam.



Czarnuszka siewna, to maleńkie czarne ziarenka, które mają w sobie niesamowite pokłady mocy. W starożytności mawiano, że  "leczy wszystko z wyjątkiem śmierci". Warto również wspomnieć, że to cudowne nasionko, z którego można tłoczyć olej (na zimno oczywiście) nazywano "złotem faraonów". Tutenchamon w swoim grobowcu posiadał buteleczkę z olejem czarnuszkowym, tak na wszelki wypadek. Gdyby w zaświatach coś mu dolegało, to posiadanie cudownego płynu z pewnością załagodziłby dolegliwości.

Jakie wartości posiada czarnuszka?
  • różnorodne kwasy tłuszczowe (linolowy, alfa-linolenowy, rzadki w przyrodzie eikozadienowy, palmitynowy, mirystynowy i inne)
  • fosfolipidy i fitosterole
  • cenne flawonoidy i równie cenne saponiny
  • białka (osiem z dziewięciu niezbędnych aminokwasów) i węglowodany
  • alkaloidy m.in. nigellinę, nigellaminę, nigellidynę, nigellicynę – rzadkie w świecie roślin)
  • olejek eteryczny zawierający m.in. tymochinon, limonen, karwakrol, karwon i in.
  • witaminy A, E, F, B1, B3, B6, biotynę, związki mineralne m.in. cynku, selenu, magnezu, wapnia, żelaza, sodu i potasu
Na co pomaga czarnuszka i jej olej?
Czarnuszka posiada wiele substancji aktywnych pomagających na wszelakie stany zapalne. Posiada właściwości antynowotworowe, antyoksydacyjne, ochronne.

Ma działanie immunoprotekcyjne. Zawarte w niej związki wzmacniają układ odpornościowy. Warto sięgnąć po czarnuszkę szczególnie teraz, na przełomie sezonów, aby wzmocnić organizm.

Poprawia samopoczucie alergikom. Regularne przyjmowanie oleju z czarnuszki przez 6-8 tygodni powoduje znaczną poprawę symptomów. Czarnuszka - podobnie jak witamina C - jest świetnym antyhistaminikiem.

Pomoże uporać się z anemią. W wielu badaniach wykazano, iż regularne stosowanie oleju z czarnuszki podnosiło poziom hemoglobiny i erytrocytów. 

Ma silne działanie antybakteryjne, antywirusowe i antygrzybicze. W dobie powszechnego zagrzybienia jak również zbliżającego się przełomu sezonów skutkującego jak zwykle wzrostem przeziębień, gryp, infekcji zatok, oskrzeli itd. – warto o tym fakcie pamiętać. 

Pomaga pozbyć się nadciśnienia. Czarnuszka nie tylko obniża ciśnienie krwi i zmniejsza ryzyko powstawania zakrzepów, ale również chroni przed wzrostem homocysteiny, prowadzącej do rozwoju miażdżycy.

Przeciwdziała tworzeniu się kamieni nerkowych. Obniża stężenie szczawianów w moczu i hamuje formowanie kamieni nerkowych.

Działa przeciwwrzodowo na żołądek. Olej z czarnuszki powoduje wzrost ilości mucyny w błonie śluzowej żołądka. Czarnuszka ma również udowodnioną skuteczność przeciwko bakteriom Helicobacter pylori. Przynosi ulgę w przypadku symptomów refluksu żołądkowo-przełykowego.

Ma działanie cytotoksyczne – przeciwnowotworowe. 

Pomaga opanować zmiany skórne. Olej z czarnuszki jest tradycyjnie stosowany w przypadkach trądziku, łuszczycy, przy atopowym zapaleniu skóry, grzybicy skóry, wysypek, zmianach wywołanych zakażeniem bakteryjnym lub poparzeniem słonecznym. 

Ma działanie antycukrzycowe. Reguluje poziom cukru we krwi: działa  ochronnie na trzustkę sprzyjając jej regeneracji i proliferacji wysp trzustkowych beta odpowiedzialnych za produkcję insuliny.

Chroni przed osteoporozą. Zwiększa gęstość mineralną kości dzięki zwartości kwasów tłuszczowych oraz silnemu działaniu antyutleniającemu i antyzapalnemu.

Działa kojąco na ośrodkowy układ nerwowy. Stwierdzono działanie antydepresyjne, uspokajające i przeciwlękowe. Można powiedzieć, że zwiększa naszą odporność na stres i poprawiając samopoczucie.

Doskonała na problemy z włosami. Przeciwdziała łysieniu, hamuje wypadanie włosów, pozwala pozbyć się łupieżu i spowodowanego stanem zapalnym swędzenia, pobudza porost włosów i zwiększa gęstość czupryny.

Przyspiesza gojenie się ran. Owrzodzenia, skaleczenia, rozpadliny, zmiany ropne itd. zagoją się szybciej dzięki czarnuszce.

Wpływa pozytywnie na układ rozrodczy. Reguluje miesiączkowanie, wspomaga laktację u matek karmiących. Dobra wiadomość dla panów jest taka, że czarnuszka naturalnie podnosi u nich poziom testosteronu.


Pomysł na czarnuszkę.

Profilaktycznie.
Czarnuszką mieloną możemy przyprawiać kanapki, mięso, warzywa. Ziarna czarnuszki możemy dodać do pieczywa, zup, czy jako ziarna do sałatek. Czarnuszka nie zakwasza naszego organizmu, więc mieloną można zastąpić pieprz w codziennym stosowaniu. Olej będzie doskonałym dodatkiem do sałatek.
* Na pasku bocznym odszukaj tagu "czarnuszka", a z pewnością pojawią się potraw z użyciem tego ziarna lub oleju.

Zewnętrznie i wewnętrznie
Napar z czarnuszki 
Stosujemy do przemywania skóry, jako płukankę do włosów. Szklanka naparu dziennie może zdziałać cuda.
Przepis: 1 łyżeczkę zmielonych nasion zalewamy wrzątkiem i parzymy około 20 minut. Odcedzamy. Do picia można posłodzić miodem lub melasą z drzewa świętojańskiego (karobu).

Olej z czarnuszki 
UWAGA: Tylko  tłoczony na zimno!
Stosujemy zewnętrznie na skórę lub włosy oraz wewnętrznie (łyżeczka oleju 2-3 razy dziennie, dzieci połowę tego). 
Po otwarciu przechowujemy go w lodówce.

Nalewka czarnuszkowa
Potrzebne będą: pół szklanki zmielonej czarnuszki, szklanka alkoholu 40%. Zalewamy czarnuszę i odstawić na co najmniej tydzień. Po czasie filtrujemy przez watę.
Można używać zewnętrznie jak i wewnętrznie, podobnie jak olej. W przypadku zakażeń o charakterze grzybiczym (np. candida) nalewka na bazie alkoholu jest bardziej skuteczna niż napar.

Miód czarnuszkowy doskonały na przeziębienie, kaszel,  działa wyksztuśnie, łagodzi ból gardła, chore zatoki.

Potrzebne będą: łyżka miodu, łyżeczka czarnuszki, łyżeczka wina lub wódki. Wszystko dokładnie mieszamy.Zażywamy co 6 godzin, po 1 łyżce.
Papkę z miodu czarnuszkowego można stosować zewnętrznie, a gdy grubiej zmielimy czarnuszkę możemy używać jako peeling.

Czarnuszka to maleńkie, czarne ziarenko, które ma niesamowity power. Musimy jednak pamiętać, że to nie jest woda święcona, to nie tak, że czarnuszka leczy i nie działa natychmiastowo. Aby naturalne leczenie przynosiło skutek musi iść w parze z odpowiednim odżywianiem i stylem życia. Nie możemy go zatruwać w nadziei, że łyżeczka czarnuszkowego oleju nas wyleczy. To tak nie działa :). Zawsze leczy nas ciało, bo tylko ono wie jak to zrobić. Czarnuszka tylko ułatwia mu zadanie, resztę robi już Twój system immunologiczny. Pod warunkiem, że mu nie przeszkadzasz. Więc szanuj swój organizm, albo nie miej pretensji, że coś nie działa.
Myślę jednak, że przemycanie zdrowia jest wskazane i na dłuższą metę z całą pewnością przyniesie nam efekty. Stosowanie czarnuszki jako przyprawa w naszym codziennym menu
Swoją drogą ciekawi mnie fenomen dawnych dziejów. Nasi dziadowie, pradziadowie i starożytni Egipcjanie poznali fantastyczne wartości wielu nasion i stosowali, a w dzisiejszych czasach musimy mieć stertę badań, żeby uwierzyć w cud natury!
Ściskam Ilona ♥


źródła:
http://stressfree.pl/czarnuszka-znasz-jej-wlasciwosci-i-zastosowanie/
http://www.akademiawitalnosci.pl/20-powodow-dla-ktorych-pokochasz-czarnuszke/
http://www.herbapolonica.pl/magazines-files/5156139-13.pdf

niedziela, 12 kwietnia 2015

Bułki z czarnuszką

bułki z czarnuszką, czarnuszka, pieczywo, bułki, bułeczki, śniadanie, domowa piekarnia, kuchnia ilony, czarnuszka, pieczywo pszenne,



Pieczywo domowe wprost uwielbiam. Przygotowanie bułeczek nie stanowi dla mnie żadnego problemu. Ciasto to 10 minut, podczas wyrastania mini wyścigi z dzieckiem i tak dalej. Jak sobie przypomnę, jakie tabu stanowiły dla mnie drożdże śmieję się i stukam w głowę, hih.
Mój mąż właśnie wybiera się w delegację, więc świeże bułeczki z pysznym domowym schabem i świeżo utartym chrzanem będą doskonałe. 


Bułki pszenne z czarnuszką
Potrzebne będą:
  • 550 g mąki pszennej
  • 3 łyżeczki czarnuszki mielonej
  • 2 łyżeczki czarnuszki w ziarnach
  • 20 g drożdży świeżych
  • 250 ml mleka
  • 120 ml wody
  • 2 łyżeczki cukru
  • 1 jajko od szczęśliwej kurki
  • 50 g oleju rzepakowego tłoczonego na zimno
Mleko i wodę delikatnie podgrzewamy. Powinny mieć temperaturę pokojową. wlewamy do miski, dokładamy drożdże, cukier i 3 łyżki mąki. Mieszamy i odstawiamy, aż drożdże urosną.
Następnie dokładamy jajko, olej łączymy i wsypujemy połowę mąki i czarnuszkę. Mieszamy i dosypujemy pozostałą mąkę. Ciasto zagniatamy, powinno być jednolite i elastyczne. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia.
Kiedy ciasto podwoi swoją objętość, zagniatamy ponownie przez chwilę i dzielmy na 15 części. Formujemy kulki i układamy na blasze pozostawiając spore odległości między nimi*. Przykrywamy ściereczką i ponownie odkładamy w ciepłe miejsce, żeby bułeczki urosły.
Gotowe ciasto wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni C i pieczemy około 25 minut.
Bułeczki powinny się ładnie zarumienić.
Wyciągamy i studzimy na kratce.

Moja rada:
* Do tej ilości bułeczek używam dwie blachy, które są elementem piekarnika. Kiedy ułożymy bułki zbyt blisko, po wyrośnięciu mocno się posklejają.

Muszę powiedzieć, że te bułeczki uwielbiam. Czarnuszka dodaje subtelnego smaku i wzbogaca troszeczkę nasze pszenne pieczywo. A jak wszystkim wiadomo czarnuszka cudownym nasionkiem jest, który posiada między innymi właściwości antyzapalne, antynowotworowe i niesamowicie chroni nasz organizm. Może przygotuję jakiś materiał o czarnuszce. Używam jej sporo i prawie do wszystkiego i strasznie polubiłam jej smak. A warto. W jej towarzystwie nawet mąka pszenna uznana za zło, zyskuje sporo. Ps. Z niej uwielbiam najbardziej pieczywo i inne wypieki, za co Pani dietetyk mnie pogryzie :) Cóż... nigdy nie mówiłam, że jestem doskonała, za to mam dobry gust i smak, hihi *żarcik :)
Tym czasem, życzę Wam miłego dnia i znalezienia czasu na małe wypieki.

Ściskam Ilona ♥

środa, 8 kwietnia 2015

Ciasteczka owsiane

ciastka owsiane, ciastka. recipe, kuchnia ilony, przepis na ciastka, zdrowe ciastka,



Święta już za nami. Usprawiedliwione objadanie się słodkościami minęło, jednakże chęć podjadania słodyczy pozostała. Każdy lubi odrobinę delicji, nawet osoby które są na wiecznych dietach i oczyszczaniach. Myślę, że nikomu nie zaszkodzi w tej sytuacji przemycić odrobinę zdrowia w postaci płatków owsianych, które przy okazji cukrowego spustoszenia, dokona drobinę cudów. Taką propozycją są ciasteczka owsiane mojej mamy, które znikają  zanim na dobre ostygną.


Ciasteczka owsiane
Potrzebne będą:
  • 2 i 1/2 szklanki płatków owsianych
  • 200 g palmy
  • 3/4 szklanki cukru
  • 1 jajko od szczęśliwej kurki
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
  • 1 szklanka mąki
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • szczypta soli
Palmę miksujemy. Kiedy będzie puszysta dodajemy cukier, następnie jajko i miksujemy. Następnie dokładamy pozostałe składniki. Kiedy uzyskamy jednolitą masę z ciasta robimy kulki i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Przed włożeniem do piekarnika delikatnie spłaszczamy.
Pieczemy 15-17 minut w 180 stopniach C.

Muszę powiedzieć, że są bardzo smaczne i zdecydowanie zbyt rzadko je piekę. Gorąco polecam. Mam nadzieję, że przetestujecie ten przepis. A jeżeli zależy Wam na zdrowszej wersji wystarczy słowo coś wymyślę :) 
Ściskam Ilona ♥

piątek, 3 kwietnia 2015

Pasztet wielkanocny

pasztet wielkanocny, pasztet, wielkanoc, domowe wędliny, kuchnia ilony



Tym pasztetem, co święta raczy nas moja teściowa. W zeszłym roku do magazynu Pasje i Smaki podzieliła się przepisem. Myślę, że rok to odpowiedni czas na uzupełnienie braków na moim blogu. Pasztet jest ciekawą propozycją na święta Wielkiej Nocy, więc nie powinno go tu zabraknąć. Jest to ciekawa propozycja dla tych, którzy lubią pasztety z małą ilością wątróbki. U mnie w rodzinie znajdzie się kilkoro, którzy na samą myślą dostają dreszczy, a tym pasztetem zajadają się ze smakiem.


Pasztet wielkanocny
Potrzebne będą:
  • 0,5 kg wołowiny
  • 0,5 kg szynki
  • 0,5 kg tłustego, świeżego boczku
  • 3 wątróbki z indyka
  • 2 cebule
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 1 sucha bułka + bułka tarta
  • 4 jaja
  • 3-4 łyżki majeranku
  • 1 łyżeczka świeżo startej gałki muszkatołowej
  • 3 liście laurowe
  • 10 ziaren ziela angielskiego
  • 1 łyżeczka kolendry mielonej
  • sól i pieprz

Mięso myjemy i układamy pokrojone w kawałki na blasze, oprócz wątróbki, którą dokładamy 15 minut przed końcem pieczenia. Przyprawiamy solą, pieprzem, mieloną kolendrą, listkiem laurowym oraz zielem angielskim i czosnkiem. Wstawiamy do piekarnika do czasu, aż mięso będzie miękkie. Długość pieczenia zależy od wielkości kawałków mięsa. W tym czasie podsmażamy delikatnie, posiekaną cebulę.
Gotowe i przestudzone mięso mielimy dwukrotnie wraz z cebulą i czosnkiem, przyprawiamy majerankiem i dodajemy namoczoną w mleku lub wodzie bułkę. Kiedy mięso całkowicie ostygnie dokładamy żółtka, gałkę muszkatołową i podlewamy sosem z pieczenia. Całość musi mieć niezbyt luźną konsystencję. W razie potrzeby podsypujemy bułką tartą. Na koniec dokładamy ubite na sztywną pianę białka, delikatnie mieszając, żeby nie straciło delikatności. Gotową masę mięsną przekładamy do wysmarowanych i podsypanych bułką tartą foremek. Pieczemy 30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni .


Mam nadzieję, że skorzystacie z przepisu. Naprawdę warto. To bardzo smaczny i delikatny pasztet. Czekam na Wasze opinie.
Ściskam Ilona ♥

czwartek, 2 kwietnia 2015

Jajko w koszulce - jak ugotować?

jajko w koszulce, gotowane jajko, wielkanoc, jajko wielkanocne



Jajko w koszulce jest znane Wszystkim, ale niewielu ono wychodzi. Jestem jedną z tych, które mają z tym problem. Wrzucenie w wir gotującej się wody żółtka, żeby zostało otoczone białkiem w moim wykonaniu graniczy z cudem. Dawno temu poznałam sposób, dzięki któremu żółtko jest tam gdzie powinno. Dzisiaj się tym sposobem podzielę, ponieważ jest to świetny sposób na podanie jajka wielkanocnego. 


Jajko w koszulce 
Do garnka wlewamy wodę, powinno być minimum 12-15 cm głębokości. Gotujemy. 
Kokilkę wykładamy folią spożywczą, pozostawiając sporo zapasu, aby zawiązać tworząc sakiewkę. 
Następnie do kokilki wlewamy pół łyżki oleju tłoczonego na zimno (lub innego tłuszczu). Jajko rozbijamy ostrożnie, żeby nie uszkodzić żółtka i wrzucamy do kokilki. Następnie wrzucamy ulubione przyprawy, Zbieramy rogi folii, delikatnie skręcamy u góry tworząc sakiewkę i wkładamy do wrzącej wody i gotujemy 3 minuty. Po tym czasie wyciągamy foliową sakiewkę i delikatnie wyjmujemy jajko. Można gotować dłużej, jajko będzie ugotowane na twardo. Lubię kiedy żółtko jest lekko ścięte. 

Można również zagotować wodę z łyżką octu. Kiedy woda zacznie wrzeć, łyżką szybko mieszamy tworząc wir. Do środka "cyklonu" wrzucamy wcześniej wbite do miseczki jajko. 

Mam nadzieję, że ten sposób ułatwi przygotowanie jajka w koszulce i częściej będziecie je podawać. Na święta wielkanocne, można podać na ulubionej sałatce z liści różnych sałat lub szpinaku. Moja ulubiona wersja to posypane paprykowym grysem i rzeżuchą. Yummy.
Ściskam Ilona ♥

środa, 1 kwietnia 2015

Sernik czarno biały tradycyjny


Uwielbiam serniki, co rusz wymyślam nowe smaki. Nawet nie zdążę zrobić zdjęcia, żeby podzielić się przepisem jak znika w jakiś dziwnie magiczny sposób. Heh - super.
Jeśli chodzi o serniki myślę, że warto pamiętać również o tradycji, której nie mam zamiaru modyfikować. Sernik czarno-biały często robiła moja mama, ten smak jest niezastąpiony. Choć jak siebie znam, pewnie inspiracją sernikową w przyszłości będzie. 
Ale dzisiaj KLASYKA.


Sernik biało czarny
Potrzebne będą:
ciasto:
  • 1/2 kostki palmy
  • 1 1/2 szklanki mąki pszennej
  • 1/2 szklanki cukru
  • 2 żółtka
  • 2 czubate łyżki kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
masa serowa:
  • 1/2 kg twarogu półtłustego
  • 1 szklanka cukru białego
  • 2 żółtka
  • 1/2 paczki budyniu
  • 1 łyżka ekstraktu waniliowego
  • 4 białka
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
Szykujemy ciasto "czarne". Mieszamy wszystkie składniki i zagniatamy dokładnie, aż ciasto będzie jednolite i elastyczne. Dzielimy na 2 części, tworząc kule i zamrażamy ciasto.

W tym czasie szykujemy masę "białą". Żółtka ucieramy z cukrem na puszystą masę. Następnie dokładamy twaróg, proszek i ekstrakt waniliowy. Białka ubijamy na sztywni, po czym delikatnie łączymy z masą twarogową. 

Kiedy ciasto "czarne" będzie zmrożone szykujemy sernik.
Blachę smarujemy tłuszczem i obsypujemy kaszą manną. Następnie jedną część zmrożonego ciasta ścieramy na dużych oczkach taki, nie ugniatając. Na przygotowany spód wykładamy masę serową, następnie ścieramy drugą część zmrożonego, ciemnego ciasta, przykrywamy białą masę. 
Przygotowane ciasto wkładamy na 1 godzinę na piekarnika nagrzanego do 170 stopni C. Pieczemy do tak zwanego "suchego patyczka". Wystudzone ciasto możemy udekorować cukrem pudrem lub podać bez dodatkowych dekoracji.

Uwielbiam szperać w zeszycie mojej mamy. Wśród różnych przepisów "współczesnych" znajduję prawdziwe perełki. Klasyki takie jak sernik czarno-biały. Myślę, że wszyscy znamy to ciasto. Jest niesamowicie proste w wykonaniu i smakuje doskonale. Wypróbujcie, bo warto :)
Ściskam Ilona ♥