poniedziałek, 31 marca 2014

Pod Łososiem w Gdańsku, czyli warsztaty z trybowania drobiu



Dzisiaj będzie sporo zdjęć, nie mogłam się zdecydować, tyle chciałam Wam pokazać. Do tego powstał jeszcze krótki filmik. A wszystko dotyczy warsztatów. 
15 marca, do restauracji Pod Łososiem w Gdańsku zostałam zaproszona na warsztaty z trybowania drobiu oraz różnych technik przygotowania z niego potraw. Na ten fantastyczny pomysł wpadła Ewa z Moje Twory Przetwory, za co jej gorąco dziękuję. Bardzo się cieszę z zaproszenia na te zajęcia, gdyż drób do rozkładania na części zanosiłam do tej pory mojej kochanej mamie ;)
Ptaki, które były tematem naszego spotkania, otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Zakładów Mięsnych Nowak. Sporą gęś, kurczaki i ... cudowne maleńki kurczaki kukurydziane. Były niesamowite, nigdy nie widziałam takiego mięsa. POLECAM. Cały ważył mniej niż pół kilograma, a miał mięśnie jakby właśnie ukończył maraton. Super.
Spotkanie rozpoczęło się o 9.00. Wraz z dziewczynami, organizatorką Ewą, Klaudią z Dusiowej Kuchni oraz Jolą z Zakochanych w zupach w czerwonych fartuchach od Zakładów Mięsnych Nowak rozpoczęłyśmy naukę pod okiem szefa kuchni Janusza i kucharzy Piotra i Seweryna. Widać i słychać, że to ich pasja. Kochają to co robią i z niesamowitą lekkością potrafię o tym opowiadać. Szef kuchni, to klasyczny przykład kulinarnego ADHD, chciał robić milion rzeczy na raz i mówił z prędkością światła, aby jak najwięcej nam przekazać. 





Ciężko wszystko Wam opisać. Ale myślę, że poniższe podstawy z pewnością przydadzą się Wam w kuchni.
  • Piekąc w całości drób, połam mu kości, dosłownie, mocny nacisk na grzbiet, udka, skrzydła... wszystkie stawy powykręcane. Mięso upiecze się idealnie. 
  • Każdą cześć drobi można wykorzystać, na przykład: pozornie niepotrzebne kości przydadzą się na Demi Glas, to wywar o pięknej nazwie, baza to wielu potraw, przepis już wkrótce znajdziecie na blogu.
  • Gęsi tłuszcz może na posłużyć do smażenia kurczaka. 
Długo by opowiadać. Zanudziłabym na śmierć. Ale wierzcie, mimo, iż gotuję od ponad 20 lat (o rajusiu) sporo się dowiedziałam, nauczyłam, przypomniałam.


 









A to już nasze dania. Takiej uczty można pozazdrościć. Pyszna gęś faszerowana jabłkami z żurawiną, którą mieszałam i ładowałam osobiście, maleńki kukurydziany kurczak, którego wątróbką i pomarańczami faszerowała Ewa, a także przepyszne piersi z boczkiem, pomidorami suszonymi, szpinakiem na włoską nutę przygotowane przez Dusię i Jolę. Kapusta, kasza... i tron. Tak dobrze przeczytaliście. Siedziałyśmy na tronach. Jak kulinarne księżniczki.


A na koniec - Dyplom. To świetny pomysł Ewy. Doskonała pamiątka ale przede wszystkim potwierdzenie zdobytych umiejętności. Ewa... mam już dwa na lodówce ;) Polecam się na przyszłość.

Jeszcze raz pragnę podziękować za spotkanie i możliwość zdobycia kolejnych mądrości na mojej kulinarnej drodze.
Pozdrawiam Wszystkich i zapraszam na film. To krótka relacja z naszych Warsztatów, którą możecie również podglądać na moim kanale KUCHNIA ILONY TV
Ściskam Ilona
Ps. Ewa, Klaudia - dziękuję za zdjęcia.






czwartek, 27 marca 2014

Makaronowa zapiekanka omnomnom



Jakiś czas temu, na Durszlak.pl pojawił się konkurs w którym można otrzymać makaron. Dowiedziałam się o nim dzięki koleżance Oli ze Stolika w kropki - DZIĘKUJĘ :) Nie zwlekając zapisałam się i chwilę później przyszedł do mnie makaron w bardzo fajnych, kolorowych opakowaniach. Prawdę mówiąc, mnie fance kolorów, aż szkoda wywalić opakowania. Makaron w takich paczuszkach super wygląda<3, heh... ale na wszystko przyszedł czas. Do końca marca trwa akcja na durszlaku, właśnie z makaronem OMNOMNOM. Muszę przyznać, że oprócz cudownych kolorów, makaron jest smaczny, twardawy - taki jak lubię :)
Na szczęście udało mi się jeszcze przed 31 zrobić smaczne danie. I choć dla większości zapiekanka makaronowa, to sposób na szybki, smaczny i wartościowy obiad (dla mnie też), tak do tej trzeba było się troszeczkę przygotować. Ale wierzcie mi, że warto. Można też zaplanować taki obiad wcześniej i szykując mięso zrobić go więcej. To zawsze dwa dni ze smacznym obiadem. Pierwszego dnia pyszny kurczak z kaszą, drugiego reszta kurczaka w makaronowej zapiekance. 
Dlatego też postanowiłam przygotować dwa wpisy jednego dnia. 
Będą w oddzielnych postach, żeby łatwiej było je odszukać :) 
Zapraszam 


Makaronowa zapiekanka
Potrzebne będą:
  • 1 opakowanie makronu penne OMNOMNOM
  • kawałki kurczaka wraz z sosem (przepis)
  • papryka marynowana w miodzie (przepis), można zastąpić konserwową
  • 400 g startego, żółtego sera
  • natka pietruszki
  • zielona czubryca
Makaron omnomnom gotujemy przez kilka minut, tak, aby był twardawy. Kurczaka dzielimy na średniej wielkości kawałki, paprykę czerwoną kroimy na paseczki około pół cm szerokości, natkę pietruszki drobno siekamy, wszystko wrzucamy do miseczki, pozostawiając troszeczkę natki do dekoracji.
Kiedy makaron jest gotowy, zlewamy wodę i dokładamy do miski. Delikatnie mieszamy, żeby wszystkie składniki równomiernie się poukładały.
Całość przekładamy do żaroodpornego naczynia, zalewamy sosem z kurczaka, posypujemy startym serem, czubrycą zieloną i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni C na około 15-20 minut, aby ser stopniał i utworzył delikatną skorupkę. Wyjmujemy, posypujemy resztą zielonej pietruszki, podajemy.
Smacznego!

Sos z kurczaka, którego przepis znajdziecie TUTAJ, dogotuje nasz makaron, ale bez obaw, będzie idealny. Uwielbiam takie zapiekanki makaronowe. A makaron spełnił moje oczekiwania. 
Dziękuję OMNOMNOM za pyszną, kolorową paczkę.
Ściskam Ilona 



Makaronową zapiekankę omnomnom dołączam do akcji FUSION W KOLORACH na Durszlak.pl

Fusion  w kolorach #omnomnom

Kurczak marynowany w szparagach - garnek rzymski



O moim cudownym garnku rzymskim już wiele razy czytaliście i za całą pewnością nie raz jeszcze o nim usłyszycie. Z czystym sercem i stu procentowym przekonaniem będę go polecała Wszystkim.
Dawno temu zakupiłam go u Pana Mariusza, potem nawiązaliśmy współpracę, z której bardzo jestem zadowolona. Sam garnek inspiruje do gotowania różnych smaczności. Dzisiaj postanowiłam przygotować dla Was przepis na kurczaka w szparagach. I choć jeszcze sezon na te warzywa dopiero się zbliża, to w moim zamrażalniku znajdują się zdrewniałe końcówki, które zwyczajnie odcinamy i wywalamy. Ja oczyszczam, porcjuję i mrożę. Kiedy przyjdzie na nie pora, rozmrażam i używam do marynaty lub gotuję na nich szparagowy wywar. Polecam ten sposób wykorzystywania całych warzyw.
A teraz już zapraszam na przepis.


Kurczak marynowany w szparagach
Potrzebne będą:
  • cały kurczak - około 1,20 kg
  • 200 gram szparagów zielonych (lub ich zdrewniałych końcówek)
  • 2-3 małe, czerwone cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • sól himalajska
  • pieprz czarny świeżo mielony
  • słodka papryka czerwona w proszku
  • odrobina oliwy
Kurczaka myjemy oczyszczamy z krwi i podrobów. Następnie łamiemy mu kości mocno naciskając na grzbiet i wyginając nóżki i skrzydełka. Cebulę obieramy i przekrajany na części, czosnek obieramy i rozgniatamy. Kurczaka nacieramy mieszanką soli, papryki, pieprzu i oliwy, następnie wkładamy mu do środka połowę cebuli czosnku, resztę układamy na wierzchu. Tak przygotowanego kurczaka wkładamy do woreczka, dokładamy szparagi, zawiązujemy i wkładamy do lodówki. Marynować warto całą noc, ale jeżeli nie mamy tego czasu, potrzymajmy tak kurczaka minimum 2 godziny.
Garnek rzymski zalewamy wodą i namaczamy go minimum 30 minut, aby wciągną jak najwięcej wody. Następnie wkładamy do niego kurczaka z całą marynatą, przykrywamy. Piekarnik ustawiamy na 190 stopni C, na około 70 - 80 minut i wstawiamy nasz garnek od razu, do jeszcze zimnego.
Po tym czasie wyciągamy nasze mięso i sprawdzamy, czy jest już gotowe. W tym celu, robimy nakłucie nożem w okolicy pachwiny, jeżeli wypłyną czyste soki, znaczy, że mięso jest gotowe. Warto też wiedzieć, że mięso piecze się w zależności od jego wielkości. Ogólnie przyjęto zasadę 1 godzina pieczenia / na 1 kg mięsa. I tego się trzymam, choć po czasie sprawdzam jeszcze soki.
W garnku utworzy się spora ilość sosu z kurczaka i szparagów. Nie wylewajmy go. Można go wykorzystać do pysznych zapiekanek lub jako bazę do zupy.
Kurczaka posypujemy na przykład rzeżuchą dla ładnego wyglądu i dodania odrobiny witamin.

Polecam szykowanie obiadów w garnku rzymskim, robią się powoli, ale dzięki temu oddają cały swój smak. Potrawa nasiąknięta jest aromatami, a mięso jest niewiarygodnie kruche.
Zapraszam na kolejny przepis z wykorzystaniem dzisiejszego obiadu. KLIK, to jeden z pomysłów.
Warto stosować KULINARNY RECYKLING, dzięki temu wykorzystujemy całkowicie dary naszej lodówki.
Życzę smacznego.
Ściskam Ilona 








środa, 26 marca 2014

Parówki w cieście francuskim





Pięknie świeci słoneczko, mam nadzieję, że zagości u nas dłużej. Już za chwilę posadzę (rękami taty w tym roku) pomidorki, zioła i jakąś zieleninę kanapkową. A na chwilę obecną relaksuję się na spacerach i wieszaniu butelek na moich brzozach. Szykuję krótki materiał o soku, który jest zdrowy i przede wszystkim naturalny. 
Ale dzisiaj coś mniej zdrowego, za to bardzo smacznego:) Muszę zachować równowagę w przyrodzie, bo zwariowałabym. Troszeczkę zdrowego, troszeczkę mniej wartościowego, nie popadając w skrajności. 
Zapraszam na pyszną przekąskę. Takie parówki są świetną propozycją na śniadania, ale także na różne spotkania, imprezy domowe, czy sylwestra. Częstujcie się.


Parówki w cieście francuskim
Potrzebne będą:

  • gotowe ciasto francuskie
  • 3-4 parówki
  • 6-7 dużych pieczarek
  • 1 cebula
  • 2 garści świeżego szpinaku baby
  • sól, pieprz, majeranek
  • 2 łyżki oliwy (do smażenia pieczarek i cebuli)
Pieczarki i cebulę kroimy w kostkę, przyprawiamy solą, pieprzem i majerankiem, podsmażamy na odrobinie oleju. Gotowe odstawiamy do ostygnięcia. 
Parówki dzielimy na 3 części. Ciasto francuskie rozwijamy, kroimy na kawałki, układamy na nim kilka listków szpinaku, łyżkę pieczarek z cebulką oraz kawałek parówki. Całość zawijamy, tworząc małą roladkę. 
Wszystkie kawałki parówki w cieście układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 190-200 stopni C na około 20 minut. 
Pieczemy, aż ciasto urośnie i się zarumieni. 
Smacznego!

To bardzo prosta przekąska i bardzo lubię zajadać ją z sosem czosnkowym, na przykład tym (klik). Jeżeli lubicie takie smakołyki zapraszam. 
A teraz nie ma co się objadać. Na spacer - marsz :)
Ściskam Ilona 





niedziela, 23 marca 2014

Brownie z orzechami



Nie wiem jak Wy, ale ja czekoladę mogę pod każdą postacią i o każdej porze. Uwielbiam <3 Całe życie gotowałam, zaś wypieki nie należały do mojej ulubionej "dyscypliny", ale od pewnego czasu, wpadłam jak śliwka w kompot. Zaczęłam minimum raz w tygodniu serwować domowy wypiek do kawy, jak za starych czasów moja mama. W każdą sobotę zapach słodyczy witał każdego. Yummy. 


Brownie z orzechami
Potrzebne będą:
  • 200 g masła 
  • 200 g czekolady gorzkiej 
  • 3 jaja od szczęśliwych kurek
  • 1 łyżka ekstraktu waniliowego
  • 160 g cukru
  • 1 łyżka mąki pszennej
  • 100 g orzechów włoskich
  • 100 g orzechów laskowych
  •  kakao do dekoracji

Orzechy prażymy na suchej patelni i odstawiamy do wystudzenia. Przestudzone dość drobno siekamy i dodajemy łyżkę mąki, mieszamy, aby mąka obtoczyła orzechy.
Czekoladę rozpuszczamy razem z masłem, odstawiamy do ostygnięcia. W tym czasie jaja ubijamy z cukrem i ekstraktem waniliowym, kiedy będą puszyste (nie ubijamy na sztywną pianę), dolewamy masę czekoladową, mieszamy delikatnie, żeby składniki się połączyły. Na koniec dodajemy orzechy, łączymy i przelewamy na przygotowaną wcześniej blachę do pieczenia.
Pieczemy około 25 minut w temperaturze 180 stopni C.
Wystudzone brownie możemy posypać kakao i posiekanymi orzeszkami.

Ciasto bardzo proste do przygotowania, a zadowoli każde podniebienie. Chętnie powtórzę taką przyjemność.
Ciekawa jestem, czy też lubicie czekoladę :)
Ściskam Ilona




niedziela, 16 marca 2014

Warsztaty FOTOgrafii kulinarnej




Jako mała dziewczynka uwielbiałam obserwować mojego tatę w pokoju, którego najciekawszym punktem było czerwone małe światełko, w centralnym punkcie ogromnej maszyny. To ciemnia z powiększalnikiem i kuwetami z płynem. Niesamowite. Mój tato był dla mnie wielkim artystą. Jako dorosła kobieta, nadal podziwiam mojego tatę, choć zmieniły się czasy i to już zupełnie inna fotografia, którą mój Mistrz nie specjalnie się fascynuje. Siłą przyzwyczajenia, nadal robi jedno zdjęcie długo się do niego przygotowując;) 
Później poznałam pewnego Pana. Szalał ze swoim aparatem i milionem obiektywów. Cyfrowe szaleństwo nie miało przed nim tajemnic. Nikogo nie dziwiło więc jak został moim mężem. Kiedy zostałam nałogową bloggerką obaj panowie postanowili przekazać mi swoją wiedzę. Niestety ciężki ze mnie kaliber i oporny na istotną wiedzę foto nerwus. 


Kilka tygodni temu, podczas rozmowy o fotografii kulinarnej, której powinnam się nauczyć, spotkałam Mariusza, który zaproponował warsztaty foto. I to był bardzo dobry pomysł. Robert, który traci cierpliwość do nauczania mojej osoby stwierdził, że Fotolinea ze swoją propozycją warsztatów spadła mu z nieba.
Super, wiele zrozumiałam, poznałam kilka ciekawych "trików" i pozostaje mieć nadzieję, czy będę potrafiła wykorzystać to przy moim sprzęcie foto zwanym potocznie "różową pindą".
Trzymajcie więc kciuki, żeby nauka w las nie poszła. 

Polecam warsztaty u Mariusza, warto, zawsze czegoś nowego można się nauczyć.
Ściskam Ilona  


piątek, 7 marca 2014

Ciasto farmera, czyli czekoladowo buraczkowe


Jakiś czas temu, myśląc o cieście na craftowe spotkanie blogerek kulinarnych, o którym możecie poczytać tutaj, zaryzykowałam i zrobiłam eksperyment. Upiekłam ciasto czekoladowo buraczkowe i przyznam szczerze, że mi smakowało. Mój mąż, bardzo zaskoczony połączeniem buraków i czekolady, stwierdził, że nie będzie jego ulubionym wypiekiem, po czym zjadł połowę, nazywając je ciastem farmera. 
Czemu nie, nazwa ciekawa i z lekkim humorem. Przypadła mi do gustu i właśnie pod taką nazwą zawitało w moim przepiśniku :) 


Ciasto Farmera, czekoladowo buraczkowe
Potrzebne będą:
  • 250 g ugotowanych i startych na dużych oczkach buraków
  • 2 tabliczki czekolady (200g)
  • 100 g mąki pszennej
  • 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 30 ml oleju
  • 200 g cukru pudru
  • 3 jaja od szczęśliwych kurek
  • łyżka ekstraktu z wanilii 
  • 1/2 szklanki żurawiny lub migdałów w słupkach
  • opcjonalnie płatki migdałów do ozdoby
Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i odstawiamy do ostygnięcia.
Jaja ucieramy z cukrem pudrem na puszystą masę. Dodajemy mąkę przesianą z proszkiem i sodą , olej oraz ekstrakt waniliowy. Ucieramy na gładką masę. Na koniec dodajemy czekoladę i buraki oraz dodatki, wszystko dokładnie łączymy.
Ciasto przelewamy do wyłożonej papierem do pieczenia blachy "keksówki", ja używam długości 35 cm.
Pieczemy w 190 stopniach C, około 50-60 minut, do tak zwanego suchego patyczka. 
Gotowe ciasto polewamy sosem czekoladowym lub posypujemy cukrem pudrem.

Ciasto tak mi zasmakowało, że piekę kolejne :) Muszę pomyśleć nad nowymi doznaniami smakowymi.
Jedliście takie ciasto? Ciekawa jestem, czy lubicie połączenie warzyw z cukrem w ciastach? Piszcie, czekam z niecierpliwością na Wasze wiadomości :)
Ściskam Ilona 




czwartek, 6 marca 2014

Syrop daktylowy / miodek daktylowy




Co za dzień... roczek minął jak kilka chwil. Bobas rośnie jak na kompostowniku ;) a ja razem z nim. Pękam z dumy, że mój przystojny blondas zjada wszystko co mama mu zaserwuje. Nic więc dziwnego, że eksperymentuję z kuchnią dla dzieciaków. Testuję na swoim i koleżanki, są w podobnym wieku :) Czytelnicy magazynu Pasje i Smaki widzieli już moje próby rozpoczynające nowy cykl KUCHNIA MALUCHA, dla której to przystojniak miał sesję zdjęciową. Ktoś musiał zostać twarzą owego cyklu.
Dzisiaj, w tak szczególnym dniu, Kuchnia Malucha, na blogu ma swoją premierę.

Proponuję syrop daktylowy. Odrobina słodyczy, której potrzebowałam do słodzenia Frędzelkowi deserków, zamiast użycia tony cukru. Słodkie i smaczne, doskonały łakoć sam w sobie, a jako dodatek - super.


Syrop daktylowy / Miodek daktylowy
Potrzebne będą:
  • 1 szklanka daktyli BIO naturalnie suszonych bez pestek (około 100g)
  • 2 szklanki wody przegotowanej
Wersja szybka:
Daktyle zalewamy wodą i gotujemy na małym ogniu do miękkości. Następnie odstawiamy, do ostygnięcia i miksujemy. Daktylowy płyn można przecedzić przez gazę. Przelewamy do butelki.

Wersja dłuższa:
Daktyle zalewamy gorąca, przegotowaną wodą i odstawiamy na 3 godziny. Po tym czasie miksujemy, opcjonalnie przepuszczamy przez gazę. Przelewamy do butelki.

Aby uzyskać miodek daktylowy, po ugotowaniu na miękko daktyle wyciągnąć i zmiksować bez wody na gładka masę.
W wersji wolniejszej, po 3 godzinach odcedzić daktyle i zmiksować na gładką masę.  

Przechowywać w lodówce około tygodnia. 

Tym przepisem witam w nowym cyklu KUCHNIA MALUCHA. Mam nadzieję, że się przyda, nie tylko dla dzieciaczków, ale również dla tych, którzy preferują kuchnię zdrową i smaczną. 

Ciekawa jestem Waszych doświadczeń z maluszkami. Chętnie posłucham porad, wykonam interesujące Was danie. Czekam na Wasze komentarze.
Ściskam Ilona 

Uwaga: Daktyle, mogą jeść maluszki od 7-8 miesiąca życia. Jednak wszelkie informacje na temat rozszerzania diety, warto skonsultować z lekarzem pediatrą.


środa, 5 marca 2014

Love Pizza - Pizza z szynką szwarcwaldzką i papryką konserwową na grubym cieście


Przepis doczekał się swojej premiery ;) Troszeczkę późno, ale jest, 9 lutego był  Międzynarodowy Dzień Pizzy, 14 lutego cudne Walentynki, a moja rodzina cały czas świętuje. Pizza w wersji romantycznej, na grubym cieście bo takie uwielbiam. Mój mąż woli cieńsze, ale cóż... to będzie samolubna wersja pizzy, heh, ale myślę, że nikt w domostwie protestował nie będzie.
Dobra, przejdźmy do przepisu...


Pizza z szynką i papryką konserwową
Potrzebne będą:
CIASTO
  • 250 g mąki
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 szczypta soli
  • 80 ml ciepłego mleka
  • 70 ml ciepłej wody
  • oliwa z oliwek
SOS
  • puszka pomidorów
  • 1 duża cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 łyżeczki posiekanego, świeżego oregano lub 1 łyżeczkę suszonego
  • 1/2 łyżeczki soli selerowej
  • szczypta cukru
  • 1 łyżeczka papryki wędzonej
  • oliwa
DODATKI
  • szynka szwarcwaldzka
  • ser żółty 
  • oliwki zielone
  • papryka konserwowa
Robimy zaczyn z drożdży, cukru, mleka i łyżki mąki. Łączymy ze sobą składniki i odstawiamy do wyrośnięcia. Gotowy zaczyn wlewamy do miski z mąką, mieszamy ze sobą, następnie dokładamy sól, łyżkę oliwy połowę ciepłej wody, mieszamy. Ciasto musi być miękkie i puszyste. W razie potrzeby dolewamy wodę lub dosypujemy mąkę. Tworzymy kulę, polewamy delikatnie oliwą, przykrywamy lnianą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, na około 20 minut.
Szykujemy sos i dodatki.
Cebulę siekamy w piórka, dosypujemy przyprawy i podsmażamy na łyżce oliwy do miękkości. Pod koniec dokładamy pomidory z puszki i posiekany drobno lub wyciśnięty czosnek. Zmniejszamy ogień i gotujemy całość około 7 minut. Odstawimy do ostygnięcia.
Szynkę szwarcwaldzką, paprykę konserwową kroimy w paski, oliwki siekamy na plastry, ser ścieramy lub również kroimy w wąskie paseczki.
Wyrośnięte ciasto wkładamy do foremki w kształcie serca lub taki kształt ugniatamy na blasze. Odstawiamy na około 10 minut, pod lnianą ściereczką, aby odrobinę wyrosło i ułożyło się na naszej formie. 
Po tym czasie na ciasto wylewamy sos i układamy dodatki.
Pieczemy 30-40 minut w temperaturze 190 stopni C. Sprawdzajmy ciasto. W razie potrzeby należy skrócić czas pieczenia lub go wydłużyć. Aby uniknąć przypalenia się dodatków, po 25 minutach warto zmniejszyć temperaturę w piekarniku.

Pizza doskonała, muszę częściej korzystać z tego przepisu. Jaką pizzę Wy lubicie? Na cienkim, czy grubym cieście. Czekam na Wasze komentarze. 
Życzę miłego pałaszowania specjału rodem z włoskich ziem. Yummy.

Ściskam gorąco
Ilona 

poniedziałek, 3 marca 2014

Pancake day


4 marca 2014 roku, we wtorek świętujemy??? PANCAKE DAY - czyli wciągamy amerykańskie naleśniki na śniadanie, obiad i kolację. Podajemy na słodko i słono. Dla mnie bomba :) Uwielbiam placki, naleśniki, pankejksy czy jak kto tam je lubi nazywać. Zasada jest prosta, życie urozmaicam dodatkami. Mąż kocha z syropem klonowym ja uwielbiam z sosem kajmakowym, ale polecę dzisiaj z kremem pomarańczowym Orange Curd. Przepis znajdziecie TU.
Przepis ten dedykuję Kamili - bo to ona przypomniała mi o naleśnikowym dniu <3


Pancakes
Potrzebne będą:
  • 2 szklanki mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • około 1,5 szklanki mleka
  • 2 jajka
  • 2 łyżki miodu lub cukru
  • szczypta soli himalajskiej
  • 2-3 łyżki oliwy
Wersja szybka: Wszystkie składniki mieszamy ze sobą na gładką masę. Mleko dolewamy stopniowo, musimy uzyskać gęste ciasto. W razie potrzeby dolać mniej lub więcej.

Wersja wolniejsza. Jeżeli mamy więcej czasu, możemy ubić jaja z miodem na puszysto, mąkę z proszkiem i solą przesiać na koniec dodawać stopniowo mleko oraz oliwę.

Gotowe ciasto smażymy na rozgrzanej patelni teflonowej, bez potrzeby smarowania jej tłuszczem (jest już w cieście), po około minucie z każdej strony.

Podajemy na ciepło lub zimno z ulubionymi dodatkami.

Mam nadzieję, że będziecie świętowali dzień naleśnika razem ze mną <3 Koniecznie napiszcie, z jakimi dodatkami wy lubicie. 
Ściskam Ilona